sobota, 14 grudnia 2013

#17 coraz bliżej święta...



Już są tak blisko. Dopiero był styczeń. Dopiero co się zbierałam w jedna całość po rozstaniu. Dopiero co kończyłam gimnazjum. Dopiero co były te najlepsze wakacje. Dopiero co poznawałam nowych kolegów, koleżanki. I już mamy grudzień. Wierzycie w to? Jednak to prawda. Im jest się starszym tym czas szybciej leci. Za szybko. Było tyle chwil, które przeminęły zbyt szybko.
Myślę nad minionym rokiem i mogłam w tylu sytuacjach postąpić inaczej. Powiedzieć o kilka słów mniej albo o kilka słów więcej. Ale czy tak nie miało być? Chyba tak, bo gdybym postąpiła inaczej może nie pisałabym teraz tego. Może nie poznałabym niektórych ludzi. Czasami mam do siebie żal, że przecież  mogłam to ratować i postąpić wtedy inaczej. Tylko ja nie myślałam w danej sytuacji, mną targały emocje. Robiłam wszystko pod ich wpływem. One zdziałały w tym wszystkim najwięcej. Trudno, było minęło. Kolejny rok mija. Nie chcę żeby następny wyglądał tak samo. Chcę, żeby był lepszy. Proszę…

środa, 20 listopada 2013

#16 Proszę pomóż mi, ufam Ci


Jestem tak  bardzo wdzięczna Bogu. Za to, że daje mi trochę tej radości. Nie wstydzę się tego, że to On mi tak często pomaga. Dziękuję. Tak wiele rzeczy dzięki niemu mam. Czasem proszę o więcej niż mogę dostać. Czasami wiem, że jestem na granicy tego ile można. A wiesz czemu mimo to wciąż i coś proszę? Bo wiem, że On jest po mojej stronie. Wysłucha mnie, nie zawsze pomoże. Nie raz staramy się o coś wręcz na sile, tylko mimo, że bardzo chcemy nie wychodzi. Trzeba trochę spuścic z tonu i zaufać Mu. Bo tak naprawdę wszystko w jego rękach. On zadecyduje jak będzie. On wie jak to wszystko się potoczy. Ale nie należy tylko prosić. Należy też dziękować, bo pomyśl ilu ludzi nie ma takiego szczęścia jak Ty? Ilu nie wie co to prawdziwa rodzina, dom, dobry obiad? Ilu nigdy w życiu nie widziało komputera? Dziękuję za drobne rzeczy. Wiem, że nie zawsze na coś zasłużyłam, a mimo wszystko to dostaję . To jest Jego miłość. I nie powiem, wielokrotnie miałam chwile załamania, zwątpienia. To nie jest takie proste. Wiele razy sie złościłam, bo nie dostawałam tego czego chciałam, ale z czasem się przekonałam, że tak miało być. To dobrze, że mimo że tego tak chciałam nie dostałam tego wtedy. Myślę o tym, że może nie miałabym teraz tego co mam. Kolejnego bagażu doświadczeń, które mnie wiele nauczyły. Nie znałabym z innej strony ludzi, których zwykle mijałam wymieniając tylko "cześć". Nie nauczyłabym się komu ufać, a kogo lepiej odstawi na bok. I to jest cudowne. On nas wysłuchuje, pomaga. Robi tak żeby kiedyś nam było lepiej. Robi coś żebyśmy zaznali czegoś lepszego niż to co dostalibyśmy ze spełnieniem naszych próśb. A jak jest z Tobą? Ufasz Mu? A może nie rozumiesz jak tak można? Można tylko trzeba wierzyć, ze On tam jest i nas słucha. Ja proszę o szczęście. To by było cudowne. Spędzać czas w ramionach drugiej osoby.

czwartek, 10 października 2013

#15 iść: do przodu, do celu.

Ile razy stawiając sobie jakiś cel ignorowałeś go? Po jakimś czasie mówiłeś, że "nie dam rady", "to nie ma sensu"? Nie zliczysz tego. I to jest ten błąd. Popełniam go tak często,  że czasem mi aż wstyd, ze coś obiecałam sobie czy innym i tego nie dotrzymałam. Wiele razy nie wytrwałam w swoich postanowieniach. Postanowiłam to zmienić. Ja muszę to zmienić. Jeśli nadal będę olewać swoje cele i postanowienia pokażę jak bardzo wszystko mi jedno. Nie mogę tak. Muszę zacząć trwać w tym co sobie postanowiłam. A Ty? Jak jest z Tobą? Też masz ten cholerny problem? Znam to. W sumie jeśli sobie coś stawiasz na celu i jest to cholernie ważne wytrwasz w postanowieniu. Nie ważne jakie przeszkody cie czekają. Jak bardzo wszyscy w okół będą przeciwko. Dasz rade, bo to dla ciebie jest ważne. Co z  tego, że ktoś uważa to za głupstwo jak dla ciebie to postanowienie jest wszystkim? Masz daleko gdzieś zdanie innych jeśli to jest tak bardzo ważne. Musisz w to wierzyć, w to że dasz radę. Co gdyby wszyscy mieli taki stosunek do swoich celów? Ludzie nigdy by nie mieli tego co teraz mają. Nie ważne ile musieli stracić, liczy się to ile zyskali, a zyskali co najmniej dwa razy więcej niż stracili. Dążyli w swoich postanowieniach do końca. Trwali mimo wszystko. Choć czasem było tak cholernie trudno i tak tez będzie z Tobą czy ze mną, ale wiem, że muszę i dam radę. Musze dać radę. Dość słabości. Czas na odwagę i dążenie mimo wszystko.



piątek, 4 października 2013

#14 ''potrafimy kochac i marzyć, dlatego wszyscy jesteśmy zwycięzcami''

Marzę, czasem zbyt wiele, ale to się nie liczy. Wiem czego chcę i na ile to jest realne. Po co wchodzić w sferę marzeń, które i tak się nie spełnią? To niepotrzebnie zaprząta nam głowę. Jedynie odchodzimy od świata rzeczywistego i sami siebie zabijamy. Sami w sobie tworzymy ból, rany, często nie zdając sobie z tego sprawy. Po prostu, zabieramy sobie możliwości do bycia szczęśliwym, do kochania kogoś kogo nie zauważamy. Tracimy wszystko. Zrozumiałam to popełniając własne błędy. Tracąc szczęście, które samo próbowało się dobić, ale ja się zabarykadowałam. Przez jakiś czas nie wierzyłam w to, że mogę być szczęśliwa bez niego. Moje serce obrało sobie za cel być szczęśliwym, ale tylko z nim. Tylko on mógł mi je dać. Całe szczęście mój rozum odtrącał tę teorię. Pozwalał mi myśleć trzeźwo. Tak jak powinno być. Brać wszystko realistycznie, a nie zbyt optymistycznie. I to był mój błąd, za długo patrzyłam optymistycznie, co sprawiło, że zaczął się naradzać pesymizm. Za dużo mnie to kosztowało. Ból. Cierpienie. Samotność. Dlatego dziękuję Bogu, że postawił na mojej drodze tak wspaniałą osóbkę ♥. Kogoś, kto mnie wspiera, zawsze wysłucha. Jestem jej tak cholernie wdzięczna. Jednak jeszcze istnieją osoby o dobrym sercu. Kurczę, ale nadal ta niepewność. Niepewność, że dobry początek nie zawsze oznacza dobry koniec. Ale nie martwię sie tym, odstawiam myślenie o przyszłości, żyję tym co jest tu i teraz.

pomocy
 dziękuję ♥


Zastanawia mnie też fakt, jak to jest z moim sercem, duszą. Bo w sumie co będzie jak znów pokocham? Zapomnę o uczuciu do niego? Cholernie bym chciała.  Nie kocham go, ale wszystko czasem wraca, sentymentalne piosenki. Chcę poznać kogoś nowego, wspaniałego. Kogoś, kto mnie pokocha taką jaką jestem. Nie będzie we mnie chciał nic zmieniać, wystarczę mu taka jaka jestem. Będę mogła z nim dzielić czas, rozmawiając godzinami. Spędzać chłodne jesienne wieczory w jego ramionach. W jego silnych ramionach. Wtulona w klatkę piersiową czuć się kochana. Bliska jego sercu. Wychodzę za daleko. Wiem. Łamie postawiony sobie zakaz myślenie przeszłości. Ale to chyba jedyne marzenie jakie się może spełnić.


piątek, 13 września 2013

#13 wyłączyć uczucia.

Dopiero co sama myślałam, że życie bez uczuć, to nie życie. Ale jakby dłużej pomyśleć, to z jednej strony to prawda. Wyłączasz uczucia, jakbyś nie żył. Bo co to za człowiek, który nie czuje? Nie chce czuć. Natomiast z drugiej strony to dobre wyjście. Nie czujesz - nie cierpisz. Jeśli przestajesz używać uczuć, to się nie przywiązujesz. Nie wzruszasz się wtedy, kiedy powinieneś. To głupie, ale tak cholernie prawdziwe. Ale czy życie bez uczuć jest coś warte? Nie.

A które Ty byś wybrała/a?

 

__________________________________

Proszę Was komentujcie. Dajcie jakiś znak. Wypowiedzcie się.

sobota, 7 września 2013

#12 chciałam być Twoim małym planem na przyszłość

Mam marzenie. Obudzić się wraz ze wschodem słońca w jego silnych ramionach. Otulona jego ciepłem i miłością. Miłością, której nie ma. Stał się moim małym obiektem marzeń. Marzeń, które nimi pozostaną. Doskonale wiem, że ja i  On to by nie mogło być. Czemu tak łatwo się przywiązuje? Czemu tak łatwo ulegam uczuciom? Czemu to On musiał mi pomoc się wyleczyć? Czemu to nie był ktoś z kim mogę być? Na żadne z tych pytań nie ma odpowiedzi. Najzwyczajniej w świecie. Wiem, że jedyne co nas łączy to wakacyjna przygoda. W sumie od samego początku o tym wiedziałam. Byłam gotowa na to, że tak się stanie. Nie mam do niego żalu. Nauczył mnie w ciągu dwóch tygodni jak żyć. Jak korzystać z życia, które nie zawsze umiemy wykorzystać. Pokazał mi, ze czasem trzeba złamać jakiś zakaz rodziców żeby potrafić korzystać z życia. Nauczył mnie jak patrzeć na rozgwieżdżone niebo. Nauczył mnie jak szukać najjaśniejszych gwiazd. Jak znaleźć niektóre gwiazdozbiory. Nauczył mnie tak wiele. Pokazał mi tyle możliwości. Przez dwa tygodnie potrafił wytłumaczyć, ze życie nie jest łatwe i często opiera sie na ryzyku. Dzięki Niemu wiem, ze warto. Warto wierzyć, warto marzyć, warto żyć. Tak cholernie mu dziękuję, ze otworzył mi oczy. Nauczył mnie inaczej patrzeć na świat. I mimo, że pozostanie na zawsze tylko kolegą jest mi tak cholernie bliski. Tak bardzo Go polubiłam. Dziękuję. Bo kolega jest najlepszym przyjacielem.

środa, 21 sierpnia 2013

#11 do oczu napływają kolejne łzy, a ja nie chcę ich wypuścić. to nie ma sensu. wypalam się. zostaje sama. pomocy.

Pustka. Samotność. Strach. Przerażenie. Jest tego coraz więcej. Coraz częściej nachodzi mnie to wszystko. Jestem słaba. Tak strasznie słaba, nie wiem czemu, ale nie czuję że żyje. Czuję się jak marionetka, która jest bo musi. Nie czuję się potrzebna. Może to chwilowe, może tak mi się zdaje tylko dlatego, że zawiodłam się na ludziach. Może po prostu wpadam w lekka depresję. Łzy napływające z byle powodu. Jeden niewłaściwy gest, słowo sprawia, że mnie coś mocno boli, chce mi się ryczeć. To wszystko mnie przerasta. Jest mi tak strasznie smutno. Cholernie. Nie wiem czemu, może to brak osoby, która mnie przytuli i powie, że jestem ważna. Uśmiecham się, a za chwilę tak cholernie mi smutno. Na myśl przychodzi to co przeżyłam w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. To wszystko takie wesołe, a zarazem smutne, że nie ma przy mnie pewnych osób, właściwie jednej. Nie ma mnie kto objąć i siedzieć bez słów przez 3 godziny. To wszystko przemija. I to boli. Jedna osoba, która dała mi tyle radości, a teraz? Teraz zostało mi czekać aż znów się zjawi. Ale wierzę w to, ze może akurat coś z tego będzie? Może jakoś się porozumiemy i coś w stylu wakacyjnego romansu wyjdzie nam na dobre? Tak. Serce swoje, rozum swoje. Nic nie będzie po mojej myśli. Przede mną jeszcze tyle drogi. Do cholery! Ale ja nie chcę iść tą droga sama. Potrzebuję kogoś teraz. Kogoś kto da mi trochę ciepła i zrozumienia. Kogoś dla kogo będę znaczyła cokolwiek. Kogoś, kto mnie w sobie rozkocha i odwzajemni moje uczucie. Potrzebuję.

                                                 - a co chcesz na urodziny, bo to już w niedzielę?
                                                 - zakochać się szczęśliwie z wzajemnością.
                                                  

poniedziałek, 29 lipca 2013

#10 bo kiedyś trzeba...

Dawno mnie tu nie było. Czas mi ucieka. Biegnie za szybko, a ja nie mogę nic z tym zrobić. Mimo to jest coraz lepiej. Moje serce się goi, a to najważniejsze. Samo zaczyna się w tym wszystkim łapać. Składa układankę i widzi, ze to koniec miłości. Widzi, że mnie krzywdzi. Nie jestem już tak do końca sama, choć polubiłam samotność. Magiczne, wakacyjne, rozgwieżdżone niebo pozwala mi powspominać, ale z uśmiechem na twarzy. Znajdę swoje szczęście. Muszę tylko uważać, żebym go nie przegapiła. Bo po co zagmatwać sobie głowę przeszłością, jak ona nie wróci? Takie życie. Miłość sama przyjdzie, to ona znajdzie mnie, a nie ja ją. Kiedyś trzeba to zrozumieć i żyć jak gdyby nigdy nic. Jakby jutro miał się skończyć świat. Siedzieć ze znajomymi popijając piwo i śmiejąc się z wszystkiego. Nie wiem czemu, ale chcę zacząć wszystko od nowa. Zrobić krok w przód, wielki krok i iść. Zapomnieć o wszystkim co było kiedyś, żyć od nowa. Poznając wszystkich od nowa. Potrzebują siły, bo kiedyś trzeba zacząć od początku.


piątek, 12 lipca 2013

#9 Nigdy już nie będzie tak samo.

Tamto się skończyło. Trudno, trzeba przyjąć, że nigdy nie będzie tak jak kiedyś. Wtedy gdy byliśmy młodsi.
Cofnijmy się dwa lata wstecz. 
Czy komuś się żyło źle? Nie. Nasza "rodzina" była idealna każdy z każdym jak brat. Jedna ulica, jak jeden dom. Kilkanaście osób, które zawsze ze sobą żyły jak rodzeństwo. Ale przecież nic nie trwa wiecznie.  Kiedyś równowaga musi się zaburzyć. I zaburzyła się. Ale właściwie nie zaburzyła się ona na początku. Bo ktoś jest inny na początku, a potem kogoś innego udaje, a może się po prostu zmienia? Nie wiem. No ale, jak by to by mogło być, gdybyśmy żyli nadal w tej równowadze. Jakby to było, gdyby nic się nie zmieniło. Nikt nie chciał zniszczyć lat szlifowania znajomości, przyjaźni, braterskiej miłości. Może to było nieświadome, ale jak już tak wyszło to chyba głupie "przepraszam" nikogo nie zniszczy. Wręcz przeciwnie. Coś zbuduje, zyska odrobinę szacunku, gram zaufania, no ale cóż. Już tego nie naprawimy.

Nigdy, ale to nigdy nie będzie tak samo.

Ani ja, ani nikt po za Bogiem tego nie przywróci. Traci się zaufanie. Odchodzi się od kogoś. Bo jeśli, ktoś chciał odejść od tej 'rodziny ' odszedł, bo czasem jak się zauważa, że ktoś wszystko rozpieprza to się decyduje albo na jednych albo na drugich. Zycie nie zawsze jest takie jak chcesz. Ono płata nam figle. Bolesne. Najgorsze są te jak miłość przestaje dla kogoś coś znaczyć. Jak to wielkie uczucie zamienia się w pył, który odlatuje przy pierwszym powiewie wiatru. Ale nie tylko miłość, której się doświadcza mocno, a potem jest ona odbierana boli. Boli tez przyjaźń, która miała być na zawsze. Na zawsze, nie dla wszystkich znaczy to samo. Czasem na zawsze to jest na chwilę, czasem na lata, a czasem jest to prawdziwe znaczenie czegoś na wieczność. Wszystko odchodzi. Tak było zaplanowane. Napisany scenariusz, którego nie da się poprawić. To jest życie, a ono bywa brutalne.

środa, 10 lipca 2013

#8 wcale nie jest łatwiej.

Moja dusza jest skrawkiem. Uszyta z wielu wspomnień, miłości, przyjaźni co dzień jest rozszarpywana. Tracę siebie. Już nie znam siebie. Jestem sobie obca. Czasami zastanawiam się jak to jest iść przez  życie prostą ścieżka. Wiem, że jest łatwo. Taka osoba nie potyka się o rzucone kłody, bo ich nie ma. Nie ma problemu ze skręceniem w  odpowiednia drogę, bo ma tylko jedną. I to jest najgorsze. Bo mimo, że się staram, próbuję z każdym wszystko wyjaśnić, zacząć wszystko od nowa. Na stół wyłożyć czystą kartę i powiedzieć "od teraz zaczynam nowe życie". Chcę od nowa napisać wspomnienia na mojej duszy. Chcę nie pamiętać tych złych chwil. Nie da się. wciąż idę kręta drogą co raz mając do wyboru jedna drogę z wielu. Nie wiem czy akurat ta będzie właściwa, czy tak mam zacząć coś nowego albo skończyć coś starego. Chcę żyć, choć nie umiem. Ratuje się jedynie myślą, ze jeszcze będzie dobrze. Nie wiem, czy w to wierze. Wiem, że muszę mieć wiarę i nadzieję, bo bez nich zginę.

potrzebuję pomocy


Problem tkwi w tym, że nie wiem czy pomoc jaka dostanę potrafię zaakceptować. Czy będę potrafiła ją przyjąć? Czy to wszystko będzie takie łatwe. Czy ktoś okaże mi pomoc? 

P O M O C Y
ja umieram.

czwartek, 4 lipca 2013

#7 naucz mnie żyć.

Nie jest źle. Chujowo, ale stabilnie. Co prawda fakt, faktem pomału zaczynam tracić wiarę w to wszystko, w ludzi, w marzenia, w życie. Nie łapię się już w tym wszystkim. Patrzę zbyt optymistycznie. Jestem realistką  optymistką i nie potrafię postawić czegoś tak jak jest. Patrzę na to zawsze z lekkim pozytywizmem. Dlaczego, kurczę dlaczego? Chciałabym żyć realistycznie, tak jak to naprawdę jest, ale nie potrafię. Moje życie płynie, a mi się wydaje, ze ja nie potrafię sobie z nim poradzić. Jeszcze cholerne wspomnienia, które wychodzą teraz na powierzchnię ze snu zimowego. To wszystko to za wiele, za dużo mnie kosztuje.

Nie potrafię żyć. 

 

Stwarza mi to trudność. Idę ścieżką, która prowadzi donikąd. Czas otworzyć oczy i żyć teraźniejszością. Od czegoś trzeba zacząć. Może od zmiany stosunku do życia? Wziąć głęboko w płuca jednego bucha za tych wszystkich, którzy mnie zostawili? On będzie za nich. Ten jeden. I będzie lepiej. Ale to nie to. I tak nie odreaguję tym, co jest kompletnym świństwem, to nie dla mnie. Ale  w sumie lepsze to niż pieprzone nieprzespane noce, ze łzami w oczach. Czy ktoś mi pomoże się uratować i nie pójść na dno? Czy ktoś potrafi mnie uratować? Chce od kogoś usłyszeć "tak, ja potrafię" i z taka nadzieją chodzę spać, bo bez niej bym umarła.


poniedziałek, 1 lipca 2013

#6 fałsz sie szerzy.

Och jak to miło! Nie wiedziałam, że tylu jakże pomocnych ludzi mnie otacza! Dziękuję po prostu! Za zjebanie wszystkiego. Na serio? Ludzie czy wy nie macie swojego życia? Musicie się wpierdalać w moje? Nie no ręce opadają! Straciłam wiarę w ludzi, po co wam to? Macie z tego radochę? Ja miałam nadzieję, ze On tego nie przeczyta, bo wiecie co? Bo nadal Go kocham kurwa. Naprawdę, myślałam, że jak to dodam, On tego nie zobaczy, to może ta miłość minie, ale nie. On to widział! I wiecie co, On jest moim uzależnieniem. Tak przyznaję się, ale jak można być tak fałszywym, żeby rozprzestrzeniać to co tu piszę? Nie chcę, żeby ktokolwiek ze znajomych to widział, bo to moje osobiste. Wypada mi usunąć to wszystko, coś co czuję, moje uczucia. To boli, bo ludzie, którym ufałam mnie zdradzili tak naprawdę. Postanowili się odwrócić i wszystko spierdolić. A wiecie jak się czuję? Jak niepotrzebny nikomu, opuszczony piesek, który już  się znudził. Są nowe zabawki, to po co ja? A ja głupia wierzyłam... Gdybym wiedziała, że tak to będzie, to bym się przygotowała. Bo mnie rozdziera, żeby wykrzyczeć całemu światu jak wszystkich nienawidzę, ale nie mogę. Po co kłamać? Co mi da zmyślanie i wyolbrzymianie wszystkiego. Nic nie poradzę, ze chcę wyleczyć się z choroby o jego imieniu. Nic nie poradzę, że mam tak fałszywe osoby wokół siebie. Nic nie poradzę, że nikomu nie jestem potrzebna i nikt nie chce żebym pozostała. Wypada się zamknąć w czterech ścianach i siedzieć z nadzieją, ze ktoś sobie o mnie kiedyś przypomni. Co z tego jak nadzieja matką głupich? Miałam (mam?) nadzieję, ze jeszcze nam się ułoży, choć to tak w chuj niemożliwe. Boli. Od tego wszystkiego nie wiem czy mam płakać czy się śmiać, bo to jest dziwne. Głupie jest też to, ze nigdy nie dowiem się prawdy. Ich nie stać na prawdę. Brak im odwagi. Pierdole, wysiadam z tego pociągu.

piątek, 28 czerwca 2013

#5 coś musi odejsć, aby coś nowego przyszło

Jak tak zastanawiam się nad tym wszystkim, to czas postawić kropkę właśnie w tym momencie życia. Wielką i przemyślaną. Muszę zakończyć pisanie scenariusza do pierwszej części filmu i kontynuować go w drugiej. Zdaję sobie sprawę, ze to wszystko tak dużo dla mnie znaczy, te osoby, ze aż nie chce się zaczynać czegoś nowego. Ale trzeba iść na przód, żeby się nie zgubić w tym zagmatwanym świecie. Muszę iść, by nie napisać życia na skróty, bo jeśli o czymś zapomnę, coś przeoczę, to będzie coraz gorzej. Czas pochować smutki i łzy, choć te dziewięć lat znaczyło i nadal będzie znaczyć bardzo wiele. Teraz czas otworzyć się na nowy świat. Pójść do tej szkoły średniej, poznać nowych ludzi, zawiązać nowe przyjaźnie i może nawet odnaleźć wreszcie te miłość? Tego chyba bym najbardziej chciała. Znaleźć tego, który mnie pokocha. Jest to dla mnie bardzo ważne. Oczywiście nie obędzie się bez przyjaciół, z którymi u mnie krucho. Tak naprawdę, to czasem mi brakuje tego co było, ale zapominam o tym. Przestałam ufać osobom, które na moje zaufanie i przyjaźń nie zasługują, albo po prostu tego nie chcą, nie potrzebują.Bo po co im ona jak oni sądzą, ze bez tego się obejdzie? Trudno, mimo to idę do przodu. Fakt, faktem boli, to ze się przejechałam na kilku osobach, ale każdemu życie musi skopać dupę, żeby się ogarnął i przejrzał na oczy. Mi skopało i ogarniam to wszystko i odkładam różowe okulary przez które dotychczas patrzyłam na świat. Jestem realistką. Musze być obiektywna wobec wszystkich, a nie za to, ze mi ktoś pomógł przymknę oko na coś innego. Dość tego. Nie będzie tak łatwo mi zamydlić oczy. A teraz muszę się przyłożyć do zadbania o siebie, bo o tym do cholery zapomniałam. Ciągle troszczyłam się o pomoc innym, a to obracało się przeciw mnie. Tego chcą, to dostaną. Jeśli sam na sobie nie pomożesz, to nikt Ci nie pomoże. XXI wiek...

sobota, 8 czerwca 2013

#4 This is the end...

Nie wiedziałam, że to będzie tak wyglądało. Nie miałam pojęcia, ze ta rozmowa zakończy coś raz na zawsze. Do teraz nie mogę sobie wybaczyć, że nie powiedziałam mu wszystkiego, że nie pokazałam mu Moblo, że nie wysłałam mu naszego zdjęcia jak trzymamy się za ręce zrobionego  ukradkiem. Żałuję. Niestety, nie miałam tyle czasu. Te dziesięć minut wszystko skończyło. Jedna rozmowa. Krótka, a za to jak bolesna. Przynajmniej wiem, że jednak zadecydował nie być ze mną. Dał mi wyraźnie do zrozumienia, że nie chce ze mną być. Mam pewność, ze nic nas nie łączy (po za moja miłością do niego). Wiem, że mogę z kimś innym być mając czyste sumienie. I to mnie nawet trochę cieszy. Bo nie będę się obwiniała o to, ze jestem z nim, bo to co napisał nie miało sensu. Nie będę się obwiniać, że może by nam wyszło tylko mam kogoś innego, ale chyba o to w tym chodzi? Chyba po to dostałam tego kopa odwagi, żeby z nim pogadać i dowiedzieć się jak ktoś mi potrafił obrobić dupę.
Choć w sumie, trochę mnie nie przekonał,  bo nadal mi się łzy w oczach pojawiają podczas magi powracania wspomnień. Nadal, gdy oglądam Harrego Pottera łzy stają mi w oczach. .
Nie chcę. Dlaczego moje serce nie może być oddane komuś innemu? Dlaczego nie upatrzyło sobie kogoś innego jako cel miłosny? Do cholery jasnej! I jeszcze ta głupia nadzieja, że będziemy razem...

poniedziałek, 20 maja 2013

#3

Ten nadmiar obowiązków mnie przytłacza. Ciągły stres, nieprzespane noce. Nie rozumiem tego. Dlaczego życie nie może być prostsze? Nie wiem wielu rzeczy. Dlaczego On mnie prześladuje w snach? Tylko najgorsze jest to, ze te sny to nie koszmary. To nasze wspólne piękne historie, które dają mi radość. Ale co z tego jak to wszystko na zawsze pozostanie fikcją ? Skoro to się nie zmieni, to po co ? Po co do cholery ktoś wpuszcza to do mojej głowy ? Po co ktoś mnie rani ? Nie mam pojęcia. Potrzebuję kogoś, kto ogrzeje i naprawi moje zimne, zranione, potargane przez los serduszko. Nie mam tej bratniej duszy. Boje się stawiać kolejne kroki w przyszłość, cofam się. Żyję wspomnieniami, choć nie powinnam. W mojej łowie rodzi się plan, plan na przyszłość, ale inny. Nie wiem czemu mój rozum nie usuwa z niego Jego. Wciąż Go umieszcza w ważnej części mojego życie. Tworzy tylko przyszłość, w której jest On. Tylko taką, gdzie razem spędzamy czas. Nie jestem w niej sama albo z kimś innym. Choćby z mojej wyobraźni. Widzi moją przyszłość tylko z Nim w roli głównej. Dlaczego ?
Chciałabym żyć na nowo.

Nowy etap ? Już nie raz  próbowałam. Nie wychodzi mi to zbyt dobrze. Jednym słowem moje życie to parodia. Sama nie ogarniam co się dzieje. Wszystko się pląta, przemija nie wiem kiedy. Ucieka, przelatuje mi przez palce. Każdy dzień szybko mija i zanim się obejrzę mija miesiąc. to wszystko mi znika nie wiadomo kiedy. I tego się boję, że życie mi ucieknie i nie zdążę go tak przeżyć jak powinnam. Może muszę odczekać te 3 miesiące i odnajdę szczęścia w nowej szkole, a co jak go tam nie będzie? Co jeśli ono nie chce do mnie przyjść ?

czwartek, 16 maja 2013

#2 Przyjaźń ?

To naprawdę paranoja. Wczoraj napisałam tego posta na szybko, przyszło do mnie "natchnienie" i go napisałam, a teraz ? Teraz wymiękam. Nie zdawałam sobie sprawy ile w tym jest prawdy. Ile z tego jest realne. Nie miałam pojęcia, ze to wszystko może być takie prawdziwe.


Zacznijmy od tego co to jest przyjaźń XXI wieku ? Ma to niesamowicie dużo definicji, wśród nich znajdzie się również ta prawdziwa. Taka normalna, pisanie, dzwonienie, spotykanie się, zwierzanie się z pewnością, że ta osoba się nie wygada. Ale coraz rzadziej o taką przyjaźń. Bo przecież bardziej popularna jest teraz "jesteś fajna/y jak coś chcę". Taka jest prawda. Masz znajomych. Uważają Cie za zwykłego koleżankę/kolegę, a nagle. Nagle jak to Ci nie zaczynają słodzić, bo hallo ! Potrzebuję czegoś ! Naprawdę mnie to denerwuje. Bo po co ? Po co jakieś nie wiadomo co, skoro później i tak się nadaje za plecami ? Tak. XXI wiek. Nie zapomnijmy, o "jesteśmy przyjaciółmi (ale tylko piszemy tak w szkole, na ulicy się nie odzywamy)" wnerwia mnie takie coś. Co to za przyjaźń przez internet czy telefon ? Skarbie, to nie przyjaźń. Kolejny rodzaj, to chyba jest ten fałsz. "Ej powiem Ci coś, ale nikomu nie mów ok ?" i leci taki sznurek z wiadomością do kolejnych 10 osób. To boli, jak myślisz, ze możesz komuś zaufać, a tu nagle bum ! Tracisz to. Ta osoba traci zaufanie. Boisz się, ze kolejny i kolejny, i kolejny, i kolejny raz tak postąpi. To nie jest miłe. Oh i jeszcze to kochane przekręcanie Twoich słów ! Powiesz cos, co zupełnie sie nie wiąże z tym za co dostałeś opierdziel. Naprawdę nienawidzę tego. Fałsz, fałsz, fałsz ! Mam tego dość ! Naprawdę niektórzy ludzie nie zdają sobie sprawy, jak szybko wszystko się rozchodzi. Chcąc zniszczyć coś, sami niszczą siebie. Ranią, na oślep wbijając ostrze. To wszystko jest beznadziejne, ale czy to ma sens ? Bo masz grupkę, którą kochasz jak rodzeństwo, a tu bum! Nie masz z kim wyjść na spacer, na pizzę, do kina. Zostajesz sam jak palec. Może i mam te szesnaście lat, ale chyba już trochę przeszłam. Tak naprawdę nikt nie wie, co się dzieje tam w środku. Czasem pod maska szczęścia, ukrywa się smutne wnętrze.


wtorek, 14 maja 2013

#1. Życie

Czym tak naprawdę jest życie ? Trudno jest określić. Czasami wydaje się, że tak naprawdę to jedna wielka gra. Gra w której mamy tylko jedno życie. Nie zawsze udaje nam się dobrze wykorzystać tą jedną szansę. Popełniamy mnóstwo błędów. Tych błahych jak i tych poważnych. Pod wpływem emocji robimy krok, którego potem żałujemy. Pochopna decyzja rujnuje nam je całe. Nasze życie się wali i nie mamy już nic. A mimo to trwamy. Staramy się udźwignąć narzucony nam ciężar, nie poddajemy się. Choć zdarzają się takie wypadki. Psychika już siada. To wszystko jest nie do wytrzymania. Skoro ktoś już sobie wmówił, że umarł psychicznie, to wmawia sobie kolejną bzdurę, że fizycznie też już umiera. To nie jest prawdą. Naszą psychikę budujemy sami. Sami ją składamy z porozrzucanych puzzli jak jest z nią krucho. Sami sobie radzimy jak ona ma dość. Musimy. Bo chcieć to móc. Traci się to jedno życie, które już nie wróci. Ktoś taki sam siebie zabija. Samobójca, to osoba, która nie chce żyć. Nie czuje potrzeby życia i cieszenia się z życia. Ale samobójca to też człowiek chory, któremu trzeba pomóc. Nie zawsze się udaje. Czasami jest za późno.
Więc czym tak naprawdę jest życie ?
Czy życie to wielki znak zapytania ?  Czy gra tocząca się nieustannie ? Czy to jest coś miedzy wygrać, a przegrać ? Czym ono jest ? Może rozkmińmy je razem ?



Tak oto postanawiam zacząć. O czym będzie blog "Rozkmińmy życie" ? O tym co mnie dreczy. o tym co w życiu jest niezrozumiałe. O tym co ciągle wierci mi dziur ę w głowie pytaniami. Moze po prostu o życiu ? Na to wygląda

~Wiktoria