środa, 4 lutego 2015

#34 czy aby na pewno?

Nie mów mi tu, że marzenia się nie spełniają, okay? Nie wszystko idzie po twojej myśli, Twoje marzenia się nie spełniają? Przecież same się nie spełnią, nigdy nic samo się nie zrobi.
Podejdźmy do tego inaczej, co Ty na to? Wymarzysz coś sobie. Oczywiście niech to będzie marzenie przyziemne, bo życie to nie film fantastyczny. I zastanów się co robisz żeby to marzenie się spełniło? Czy działasz? Próbujesz? Idziesz w przód? Może do spełnienia marzenia posuwasz się tylko o jeden krok na tydzień, miesiąc, rok, ale może to nie jest tylko jeden krok, bo to jest aż jeden krok - ważne że mimo wszystko próbujesz. Jesteś już o jeden krok bliżej celu. Pomyśl czy byłbyś ten jeden krok dalej w spełnieniu marzenia gdybyś nadal tkwił jedynie w myśleniu o tym? Nie, nadal sądziłbyś, że marzenia się nie spełniają i życie jest do niczego, bo coś nie jest tak jak my to widzimy. I popatrz, teraz wierzysz, że to my sami możemy spełniać swoje marzenia? Nie licz na to, że  ktoś Ci pomoże i spełni Twoje marzenia jeśli Ty nie ruszysz swej zacnej dupy i nie zaczniesz sam działać. Każdy sam dla siebie jest maszyną do spełniania własnych marzeń. 



wtorek, 3 lutego 2015

#33 "tyle wspomnień nie daje spać"

Niby wszystko jest okay. Zapominam, ale wciąż pamiętam. Nie próbuję za wszelką cenę wyrzucić z siebie tego co mnie kiedyś tak bardzo zraniło. Gdzieś to we mnie jest i czasem się nawet budzi. Tylko nie wywołuje już u mnie silnej fali bólu, łzy nie napływają mi do oczu i nawet czasem na myśl o tych wszystkich złych wspomnieniach na mojej twarzy pojawia się uśmiech. To tak bardzo paradoksalne. Może to dlatego, że to była swego rodzaju lekcja dla mnie. Jeszcze bardziej śmieszne jest to, że te zadane ciosy odcisnęły się we mnie tak bardzo, że nie potrafię przestać analizować, choć raz zrobić coś bez zbędnego myślenia. Analizuję, rozważam wszystkie złe zakończenia, które mogą mnie spotkać, a te dobre są tak bardzo nieliczne.
To wszystko sprawia, że boję się przywiązywać do ludzi. Podchodzę do nich z wielkim dystansem. Boje się zaufać. Nie chcę znów kogoś polubić za bardzo i znów się zawieść. To dlatego, że to niesie ze sobą mnóstwo innych konsekwencji. Łzy i nieprzespane noce to pikuś. Najgorsze jest później patrzenie takiej osobie prosto w twarz i rozmawianie z nią. To boli, wiesz jak masz najzwyczajniej w świecie podejść powiedzieć zwykłe 'hej co tam'. Ja na początku wymiękałam, ale po czasie zaczęło przechodzić i czasem się nawet porwę żeby zapytać go o jego teraźniejszą dziewczynę. Chyba jestem na dobrej drodze, tak? Mogę się mylić, choć wydaje mi się, że to przejdzie i ktoś mnie pokocha. Nie tak na niby, nie tylko na chwilę. Będą miłe i czułe słówka, kilkanaście bądź kilkadziesiąt przegadanych, przepisanych godzin czy też czułe pocałunki na pożegnanie, ale to nie minie. Jego uczucie będzie silne, a nie jak dotąd po jakimś czasie mimo wszystko wygaśnie. Ta moja 'mała pierwsza miłość" pozostanie jedynie wspomnieniem i odnajdę tą "wielką prawdziwą miłość". Chcę znów zaufać, ale się chyba boję. Naucz mnie lekceważyć ten strach, niektóre lekcje życia i moja nieśmiałość.


Wpis jest poplątany i jest w nim chaos, ale jakoś nie mogę skleić sensownych zdań.