środa, 19 listopada 2014

#28 po co tak wybiegać?

Czemu tak bardzo udajemy? Na siłę. Udajemy tak cholernie dorosłych. Próbujemy podejmować poważne, przemyślane decyzje i czasem bierzemy za nie odpowiedzialność. Tylko po co to wszystko? Po co próbujemy być dorosłymi skoro i tak zachowujemy się jak dzieci? Niby tacy dorośli, odpowiedzialni, pewni, poważni. A tak naprawdę to, to wszystko to największe bzdury. W środku jeszcze jesteśmy małymi dziećmi. Niedojrzali emocjonalnie, niestabilni w uczuciach, beztroscy. Ale to nie może trwać wiecznie . Zapominamy o tym. Udajemy dorosłych, nie wiedząc co to znaczy. Chcemy pokazać jak bardzo czujemy się panami własnego losu. My nawet nie potrafimy porozmawiać na poważne tematy nie śmiejąc się. Najzwyczajniej w świecie nie dorośliśmy. Zachowujemy się jak dzieci. Mnóstwo w nas tego jadu zazdrości, pożądania wszystkiego, kontrolowania wszystkimi. Pieprzyć coś takiego. Jaki w tym wszystkim jest sens? Ja nie widzę żadnego. Skoro nawet nie możemy powiedzieć co czujemy, bo nie potrafimy. Udajemy ciągle szczęśliwych, kogoś innego tym samym dziwnych i niestabilnych. Nie jesteśmy sobą, bo sami wybieramy tę drogę. Krzywdzimy się. Zabijamy od środka. Bo chce nam się być tak bardzo kimś dorosłym, tak naprawdę nie wiedząc co to znaczy.
do cholery z tym wszytskim

wtorek, 11 listopada 2014

#27 tak proste, a tak skomplikowane

Czasem najlepszym rozwiązaniem jest usiąść, włożyć słuchawki do uszu, włączyć najbardziej zamulającą piosenkę jaka została kiedykolwiek stworzona i patrzeć w sufit. Nawet sobie nie będziemy zdawać sprawy, ze w pewnym momencie, ta przesiąknięta jadem i bólem bańka w nas pęknie, a to wszystko zacznie z nas ulatywać i znikać jak dym z papierosa. Nie wykluczone, że łzy zaczną same spływać po naszych policzkach. Ból będzie się zmniejszał i w pewnym momencie zniknie. Zrozumiemy to co wydawało sie być nie do rozwiązania. Skomplikowana zagadkę, która dotychczas była jak kostka Rubika dla zwyczajnego człowieka - potrzeba czasu by ją w całości poukładać. To wydaje się tak banalnie proste, prawda? Wszystko miałoby się samo rozwiązać. Nie, nie, nie. To my to rozwiązujemy. Gapiąc się w sufit i zauważając to czego wcześniej nie widzieliśmy. Nasze błędy i wady innych, których nie dostrzegaliśmy u kogoś, bo był w naszych oczach przesadnie idealny. Może w ten sposób odnajdziemy w sobie odwagę i będziemy gotowi wyjaśnić wiele spraw z kimś innym? Może to będzie taka lekcja przygotowawcza do rozmowy?
Spokojne przemyślenia dają chyba największe ukojenie.

poniedziałek, 3 listopada 2014

#26 p o m o c y

I znów wszystko się sypie. Świat wokół staje się jeszcze bardziej skomplikowany. Tworzą się nowe, trudne sprawy, które da się rozwiązać, ale to nie jest banalne. Ludzie wokół wyjeżdżają i trudno wyjaśnić wszystko to co się między nami zdarzyło. Wszystko się wali. Tylko dlatego, że przez chwile udawaliśmy, że jesteśmy dla siebie ważni. Zachowywaliśmy się jak dzieci i "zaangażowaliśmy" się w coś czego nie ma. W takie wielkie wszystko N I C. Puste. Nic nie warte. Tak jak nasze słowa.  Pocałunki. Dotyk. Twój oddech na mojej szyi. Każdy uśmiech wysłany w moja stronę. I to cholerne spojrzenie, w którym widziałam nutę namiętności mimo, że było wypełnione zabawą, pustką. Widziałam w nich to co chciałam. Robiłam to samo, to czego nie powinnam. Udawałam, że traktowałam to jak zabawę. Nie potrafiłam wyznać prawdy. Bałam się odrzucenia, a teraz? To teraz  b o l  i. Poszło nam zbyt szybko rozwiązanie tej sprawy. Wolałabym żyć w cholernej niepewności i bez bólu w pewnym momencie powiedzieć dość. To nie tak się miało skończyć. Zbyt łatwo, szybko. Nie ma już tego uczucia pożądania, nadziei. Już nie tęsknię, nie potrafię. Ale ukazana prawda boli. 
To uczucie niszczy mnie od środka. Rani. Tworzy jad nienawiści. Na myśl o tym, że będę musiała spojrzeć Ci w oczy rodzi się we mnie strach. Wiem, że wybuchnę. Najpierw Ci powiem co mnie boli i rani, wykrzyczę to najgłośniej jak umiem, a później najzwyczajniej się rozryczę jak mała dziewczynka. 
boje się