Nie potrafię żyć.
Stwarza mi to trudność. Idę ścieżką, która prowadzi donikąd. Czas otworzyć oczy i żyć teraźniejszością. Od czegoś trzeba zacząć. Może od zmiany stosunku do życia? Wziąć głęboko w płuca jednego bucha za tych wszystkich, którzy mnie zostawili? On będzie za nich. Ten jeden. I będzie lepiej. Ale to nie to. I tak nie odreaguję tym, co jest kompletnym świństwem, to nie dla mnie. Ale w sumie lepsze to niż pieprzone nieprzespane noce, ze łzami w oczach. Czy ktoś mi pomoże się uratować i nie pójść na dno? Czy ktoś potrafi mnie uratować? Chce od kogoś usłyszeć "tak, ja potrafię" i z taka nadzieją chodzę spać, bo bez niej bym umarła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz