środa, 23 grudnia 2015
#39 Wystarczy jedna sekunda
Po tylu próbach, nieudanych próbach nareszcie jestem szczęśliwa, kocham tak mocno jak nigdy wcześniej i zależy mi bardziej niż kiedykolwiek.
Lubię być Jego i lubię fakt, że On jest mój, nie chcę innego. Nie wyobrażam sobie znaleźć drugiego takiego mojego własnego idealnie nieidealnego, ja tego nie chce, ja chcę tylko Jego do końca. Chcę się tulić w ramiona w których nie grozi mi nic.
Chcę przywitać z Nim 2016 i każdy następny. Chcę z Nim spełnić marzenia. Chcę z Nim podróżować. Chcę z Nim wszystko. Niby niewiele, a jednak tak dużo. Ja chce Go tylko na zawsze.
środa, 9 września 2015
#38 #happyasfuck
Cześć. Chyba wszystko nareszcie zaczyna się układać, a przynajmniej w moim sercu. Podobno promieniuje szczęściem na około i zarażam nim ludzi. Fakt, uśmiech nie schodzi mi z twarzy i sprawia że czuje się lepiej. To szczęście sprawiło, że samopoczucie skoczyło do góry na mega pozytywne, mimo zmęczenia i braku wolnego czasu nawet w weekend. A co najważniejsze wiele rzeczy wyjaśniło się i wiem jaką prostą z zakrętami iść. Wiem na kogo mogę liczyć, z kim pić i kogo kochać. Dobrze jest nareszcie odetchnąć i wstawać rano bez pierwszej myśli pod tytułem "Kurwa chce stąd uciec". Dotąd nic nie było dobrze. Ludzie chcieli żebym była tylko wtedy jak czegoś potrzebowali, a na ulicy udawali ze mnie nie widzą albo nie znają. Zawracali mi w głowie a później znikali bez słowa. Takie niewymowne "spierdalaj". Tym razem ja tego niewymownego użyłam, bo ileż można czekać w niepewności czy wróci albo czy kogoś nie pozna? Trzy lata czekania nie wiedząc na czym stoję to za dużo. Teraz chyba nadszedł czas na szczęście, przynajmniej w jednej płaszczyźnie życia i myślę że po długim czasie miłość jest płaszczyzną idealną. Moje szczęście ma na oko 1,80 wzrostu, czarne włosy i kolor oczu który od zawsze był moim ulubionym. A w dodatku sprawia, że czuje się komuś potrzebna. Chciałabym żeby był moim szczęściem do końca i będę dążyła do tego osiągnięcia, byleby być szczęśliwa. Może jeszcze nie można mówić tutaj o miłości, ale przecież na nią trzeba czasu, którego jeszcze dużo nie mieliśmy. Wszystko przed nami.
sobota, 27 czerwca 2015
#37 happiness
poniedziałek, 25 maja 2015
#36 musiało się stać?
Chyba nadszedł moment, gdy sama nie wiem co myśleć o tej sytuacji. Tyle pozytywnych słów, rozmów. Mnóstwo przegadanych, przepisanych, prześmianych godzin. Jednak rozum mówi mi, że ten człowiek to wszystko przekreślił, ktoś kto z miana "przyjaciela" spadł do "znajomego", tym samym sprowadzając mój szacunek do niego do zera.
Czemu to się dzieje naprawdę?
niedziela, 12 kwietnia 2015
#35 nie
P O M O C Y
środa, 4 lutego 2015
#34 czy aby na pewno?
wtorek, 3 lutego 2015
#33 "tyle wspomnień nie daje spać"
To wszystko sprawia, że boję się przywiązywać do ludzi. Podchodzę do nich z wielkim dystansem. Boje się zaufać. Nie chcę znów kogoś polubić za bardzo i znów się zawieść. To dlatego, że to niesie ze sobą mnóstwo innych konsekwencji. Łzy i nieprzespane noce to pikuś. Najgorsze jest później patrzenie takiej osobie prosto w twarz i rozmawianie z nią. To boli, wiesz jak masz najzwyczajniej w świecie podejść powiedzieć zwykłe 'hej co tam'. Ja na początku wymiękałam, ale po czasie zaczęło przechodzić i czasem się nawet porwę żeby zapytać go o jego teraźniejszą dziewczynę. Chyba jestem na dobrej drodze, tak? Mogę się mylić, choć wydaje mi się, że to przejdzie i ktoś mnie pokocha. Nie tak na niby, nie tylko na chwilę. Będą miłe i czułe słówka, kilkanaście bądź kilkadziesiąt przegadanych, przepisanych godzin czy też czułe pocałunki na pożegnanie, ale to nie minie. Jego uczucie będzie silne, a nie jak dotąd po jakimś czasie mimo wszystko wygaśnie. Ta moja 'mała pierwsza miłość" pozostanie jedynie wspomnieniem i odnajdę tą "wielką prawdziwą miłość". Chcę znów zaufać, ale się chyba boję. Naucz mnie lekceważyć ten strach, niektóre lekcje życia i moja nieśmiałość.
Wpis jest poplątany i jest w nim chaos, ale jakoś nie mogę skleić sensownych zdań.
wtorek, 6 stycznia 2015
#32 'So open up your eyes'
Tak zwyczajnie pytam.
Dziś zdałam sobie sprawę z wielu rzeczy, które kiedyś były dla mnie trudne.
Idąc ulicą, słysząc jak śnieg skrzypi pod naciskiem mojego ciała, słuchając najlepszych kawałków i mijając poszczególne miejsca na mojej twarzy pojawiał się uśmiech,. Sam z siebie. Najzwyczajniej. To było tak cholernie miłe. Zamartwiam się tyloma sprawami. Zadaję sobie ciągle pytanie dlaczego coś idzie tak a nie inaczej. I czasami nawet martwię się o swoją przyszłość. Więc może czas to zmienić? Może nadszedł czas, żeby się zmotywować i nie spędzać czasu przed tv czy komputerem. Uznałam, ze jeśli chcę do czegoś dojść w życiu, osiągnąć jakiś cel i znaleźć swoje szczęście muszę do tego dążyć. Dać z siebie 110% albo i więcej. Muszę nauczyć się mieć niektóre zbędne komentarze daleko gdzieś. Być sobą i nie przejmować się tak jak do teraz tym co kto sobie pomyśli.
Tak zrozumiałam to dziś. Patrząc na pięknie rozgwieżdżone zimowe niebo. Nigdy nie czułam się lepiej.
czwartek, 1 stycznia 2015
#31 i co z tym wszystkim?
Kolejny rok.
Znów nowa czysta kartka.
Bądźmy realistami.
Huczne przywitanie. Dobra zabawa ze znajomymi. Litry przelanego alkoholu. Mnóstwo wystrzelonych fajerwerków. To wszystko, aby podsumować stary rok czy też przywitać nowy. Ale tak naprawdę powiedz mi jak wiele się zmienia? Liczba, która określa rok "idzie" o jeden w górę. My stajemy się o rok starsi, może nawet dojrzalsi. Niektórzy stawiają przed sobą nowe postanowienia, które są cholernymi wyzwaniami, ale i tak większość z nich to tylko puste obietnice podejmowane, bo nowy rok.
Może i czasami tak jest, że skoro mamy ten nowy rok to zmieńmy coś w nim?
Znajdźmy powody przez które trudno nam dojść do szczęścia. Szukajmy tego cholernego problemu. Gdzieś on musi być. Często bliżej niż nam się wydaje. A my? Może czasami sami sobie utrudniamy dość prostą drogę.
Zaczynamy z rokiem tę książkę od nowa? Jestem za, ale trochę w inny sposób. Bo czy jest sens zapominać o tych złych rzeczach, które nas spotkały? Po co zamazywać coś co nas tak wiele nauczyło. Mimo, że nie raz dostaliśmy po dupie, to mimo wszystko te rany, lekkie zadrapania, bliny które pozostały na duszy uczą nas najwięcej. Może zacznijmy tę nową książkę, ale nie zapominajmy o tym, co już wiemy z poprzednich części. Nie ważne czy mamy 12, 18 czy 38 lat, życie jednak nas czegoś nauczyło. Gdzieś w głębi to boli, ale tak naprawdę czy dzięki temu wiele spraw się nie wyjaśniło? Czy pewne sytuacji dzięki temu się same nie rozwiązały? Jedna rana, a kilka rozwiązanych problemów? Nie zapominajmy o tym w nowym roku, który ma być naszą odskocznią. Lepszym startem w coś dobrego. Może plotę tak naprawdę głupoty, ale dla mnie jednak tak to mniej więcej wygląda.
Nie oszukujmy siebie, chcąc stworzyć coś lepszego. Bądźmy prawdziwym sobą. Dążmy do szczęścia opierając się na wielkiej wiedzy jaką już posiadamy.