To wszystko sprawia, że boję się przywiązywać do ludzi. Podchodzę do nich z wielkim dystansem. Boje się zaufać. Nie chcę znów kogoś polubić za bardzo i znów się zawieść. To dlatego, że to niesie ze sobą mnóstwo innych konsekwencji. Łzy i nieprzespane noce to pikuś. Najgorsze jest później patrzenie takiej osobie prosto w twarz i rozmawianie z nią. To boli, wiesz jak masz najzwyczajniej w świecie podejść powiedzieć zwykłe 'hej co tam'. Ja na początku wymiękałam, ale po czasie zaczęło przechodzić i czasem się nawet porwę żeby zapytać go o jego teraźniejszą dziewczynę. Chyba jestem na dobrej drodze, tak? Mogę się mylić, choć wydaje mi się, że to przejdzie i ktoś mnie pokocha. Nie tak na niby, nie tylko na chwilę. Będą miłe i czułe słówka, kilkanaście bądź kilkadziesiąt przegadanych, przepisanych godzin czy też czułe pocałunki na pożegnanie, ale to nie minie. Jego uczucie będzie silne, a nie jak dotąd po jakimś czasie mimo wszystko wygaśnie. Ta moja 'mała pierwsza miłość" pozostanie jedynie wspomnieniem i odnajdę tą "wielką prawdziwą miłość". Chcę znów zaufać, ale się chyba boję. Naucz mnie lekceważyć ten strach, niektóre lekcje życia i moja nieśmiałość.
Wpis jest poplątany i jest w nim chaos, ale jakoś nie mogę skleić sensownych zdań.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz